31 sierpnia 2016

28 sierpnia 2016

Od Leny CD Gabriela

     Musi tam być, musi. Przecież tak napisał. Czy to jakieś ćwiczenia, czy co? Ludzie, żartujecie ze mnie? Sprawdziłam telefon jeszcze raz i kopnęłam w kamień leżący dokładnie na środku stacji, oświetlony lampą zawieszoną na dachu z blachy. Przedtem przyjaźnie wyglądająca stacja BP z miłą obsługą zamieniła się w opustoszały punkt przy drodze, z jeszcze działającymi banerami reklamowymi. Zauważyłam, że ceny paliw poszły w górę.
     Kamień potoczył się po asfalcie i uderzył w dystrybutor. Paliwo, no tak. Jak mogłam o tym wcześniej nie pomyśleć? Klepnęłam się w czoło i odtworzyłam klapkę od baku. Najwyżej mnie za to zamkną. Cierpliwie czekałam i słuchałam, jak benzyna wypełnia zbiornik i roztacza wokół charakterystyczną woń. Po namyśle, zabrałam też kanistry z wystawy i również napełniłam.
Rozsuwane drzwi frontowe z uśmiechniętą rodzinką obok swojego samochodu na szybie nawet nie chciały drgnąć.
- I co, pewnie dobrze wam tak? - zapytałam, uderzając w drzwi całym bokiem. Nic nie zdziałałam.
Szybko obeszłam szary budynek, szukając tylnego wejścia ewakuacyjnego. Musiało takie być.
     I było, nawet otwarte. Super. Jedyne, co mnie zaniepokoiło, to ślady krwi na progu, prowadzące w chaszcze z tyłu. Nie przejęłam się tym i powoli weszłam do środka, szukając w ciemnościach włącznika. Przejechałam opuszkami po szorstkiej ścianie, aż natrafiłam na coś delikatne… Włosy!
Krzyknęłam, odskakując do tyłu. Przede mną pojawił się jakiś gość z rozdziawioną szczęką i krwią na zielonym polarze.
     Nie oglądałam się za siebie, tylko biegiem doskoczyłam do auta, zapalając silnik i wykręcając na drogę. Nie patrz w lusterko, nie patrz. Dobrze, jedź dalej - podpowiadał mi do niedawna uśpiony instynkt przetrwania. Kto to był? Co robił na stacji? Dlaczego był zakrwawiony? Pytania kłębiły się w mojej głowie, która nie przestawała gwałtownie pulsować. Przyspieszyłam i zacisnęłam ręce na kierownicy, przygotowując się do ostrego zakrętu.
Jakaś sylwetka zamajaczyła mi przed maską, szybko odskakując na bok.
- Co? O czym ty pieprzysz?! - zapytałam, lustrując pośpiesznie chłopaka trzymającego ręce w kieszeniach bluzy. Patrzył na mnie śmiało, a jego krwiste tęczówki wżerały się w moją słabą psychikę. Przypominał mi postać ze starego horroru z lat 30. - te ciemne, długie włosy i czarne ubranie pasowały idealnie, jakby przed chwilą wyszedł ze studia filmowego. Może był cosplayerem…
     Odgłos wystrzałów przybierał na sile, a smużki dymu znad przedmieść nie zwiastowały niczego dobrego. Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka i wskazałam na mojego Land Rovera stojącego nieopodal. Co się stało z całym światem?
- Słuchaj, cokolwiek się dzieje w mieście, nie chcę tam być. Chcę oddalić się jak najdalej i gówno mnie obchodzi cała reszta. Mam broń, zapas paliwa… Dzisiejsze zakupy z Walmartu. Możesz się zabrać, jak nie będziesz robił problemów. Co ty na to, młody?

Gabriel?

26 sierpnia 2016

Od Gabriela CD Leny

    Gabriel przeklinał pod nosem swoją ignorancję. Nie miał w zwyczaju oglądać wiadomości, uważając wszystko co w nich mówiono za stek bzdur bądź sprawy, które nie mają z nim nic wspólnego. Teraz za to płacił, obserwując światła policyjnych radiowozów, od których zaroiło się na ulicy. Co się do cholery dzieje? Pomyślał, zaciskając rękę na rączce reklamówki, wypełnionej po brzegi warzywami, które ciotka kazała mu kupić. Właśnie wracał z niedrogiego warzywniaka w którym zawsze roiło się od ludzi za wyjątkiem dzisiejszego dnia. Nie widział tam nikogo prócz znudzonego sprzedawcy, czytającego zniszczoną książkę, w chwilach gdy brakowało klientów, a życie stawało się nudne do tego stopnia, że tylko znajoma lektura powstrzymywała go przed rzuceniem tego wszystkiego w cholerę. Gabriel powiódł spojrzeniem po zapełnionej ulicy, na której nagle zaroiło się od samochodów, które w pośpiechu kierowały się ku granicy miasta, tak jakby wszyscy siedzący w nich ludzie chcieli przed czymś uciec. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy w głowie zaświtała cichutka myśl, że może być to prawdą. Zaraz jednak odrzucił tak absurdalną teorię i ruszył w kierunku domu, trochę szybszym krokiem niż zwykle. Kilka minut zajęło mu dotarcie do niewielkiego mieszkania ciotki, mocowanie się z zabytkowym zamkiem i otworzenie lekko skrzypiących drzwi, które zamknął kopnięciem. W pośpiechu skierował się do kuchni, gdzie dominował słoneczny, żółty kolor a w powietrzu unosił się zapach ciasta, które ciotka piekła w każdy weekend.
- Ciociu? - zawołał w przestrzeń, jednak odpowiedziała mu cisza i miauczenie trójki kotów, które w magiczny sposób pojawiły się tuż przy nim, łasząc się o jego nogi i zostawiając włosy na czarnych spodniach. Nie zwrócił na to większej uwagi, gdyż myślami był zupełnie gdzie indziej - na zatłoczonej ulicy, gdzie z oddali dochodził dźwięk policyjnych radiowozów. W kilka sekund sprawdził każdy kąt w mieszkaniu, by przekonać się, że nigdzie nie ma Kociej Mamy, jak czasem w żartach nazywał swoją ciotkę, która była jedyną bliską mu osobą. No dobrze, nie panikuj, pewnie gdzieś wyszła. To jeszcze nie tragedia. Zganił się w myślach, z udawanym spokojem wchodząc do salonu i siadając na zielonej sofie. Bez zastanowienia sięgnął po pilot i włączył telewizor, szukając wiadomości. W końcu usłyszał rzeczowy ton, elegancko ubranej kobiety, mówiącej do mikrofonu. W tle pokazano policyjne radiowozy i panikujący tłum. Słowa dziennikarki zmroziły krew w żyłach Gabriela. Spojrzał z nienawiścią w prostokątny ekran. Co ta baba pieprzy? Jaka zaraza, do cholery?! Miał wielką ochotę cisnąć pilotem w telewizor i patrzeć jak ekran zamienia się w tysiące szklanych odłamków. Zamiast tego wyłączył odbiornik i wstał z sofy. W tej samej chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i radosne miauczenie kotów. Bezwiednie odetchnął z ulgą. A więc ciotka wróciła. Uśmiechnął się. Oh, jesteś debilem Gabrielu, przecież to tylko zwykła panika tłumu. Za kilka dni będzie po wszystkim. Usiadł wygodniej na sofie, sięgając po pilot. Już miał włączyć telewizor, by poszukać jakiegoś w miarę znośnego filmu, gdy do salony wpadła ciotka. Na widok jej miny, uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Co się stało? - zapytał szybko, a przed oczami znów ujrzał dziennikarkę, pieprzącą o jakiejś chorobie. Ciotka drżącą ręką odgarnęła mokry kosmyk włosów, który spadł jej na czoło. Gabriel po chwili uświadomił sobie, że skoro nie pada, to musi być to pot. A więc ciotka musiała się śpieszyć ... i być przerażona. 
- Gabrielu! Jak dobrze, że jesteś. Słyszałeś co mówili w telewizji?! - powiedziała, po czym prychnęła z niesmakiem. - To tylko wierzchołek góry lodowej. Widziałam na własne oczy jak strzelają do ludzi! - była wyraźnie roztrzęsiona. 
- Kto strzelał? - czerwonooki zadał pierwsze cisnące się mu do głowy pytanie.
- POLICJA! - krzyknęła ciotka, po czym przytrzymała się sofy, jakby to jedno słowo wycisnęło z niej wszystkie siły. Gabriel zaproponował jej by usiadła, lecz kobieta zbyła go machnięciem ręki. Jej słowa powoli zamieniały się w nieskładny bełkot, a spojrzenie robiło się coraz bardziej niewidzące. Z nieskładnych słów, chłopak zrozumiał tylko jedno - "musimy opuścić miasto, wyjechać". Potrząsnął głową. Sytuacja nie była przyjemna i od dłuższego czasu odczuwał dziwny niepokój, ale ciotka musiała bredzić. Postanowił zrobić jej jakąś herbatkę na uspokojenie, a później wypytać ją co dokładnie widziała. 

~*~

    Dzień zamienił się w wieczór, a wieczór w noc, podczas gdy ciotka Gabriela uspokoiła się na tyle by zdać mniej więcej sensowną relację. Sceptyczne spojrzenie chłopaka, utwierdziła kobietę w przekonaniu, że czarnowłosy nie wierzy w ani jedno jej słowo, z pewnością uważając, że bredzi. Spuściła wzrok na pusty kubek, który trzymała w dłoniach. Nie miała pojęcia jak przekonać Gabriela, że powinni uciekać. Sama mogła spakować ich walizki, ale problem stanowił transport - samochód zepsuł się kilka dni temu, a ona głupia stwierdziła, że nic się nie stanie jak kilka dni obejdą się bez nowoczesnej technologii. Gabriel z pewnością siedzi w swoim pokoju, pomyślała. I miała rację. Czarnowłosy krążył w koło zastanawiając się co teraz. Jego zdaniem ciotka musiała oszaleć - tylko tak był w stanie wytłumaczyć jej zachowanie. Jednak coś jeszcze nie dawało mu spokoju. Dziwne przeczucie, że coś jest nie tak jak być powinno, nie pozwalało mu się rozluźnić. Pod wpływem impulsu wyrzucił ze swojego turystycznego plecaka wszystkie śmieci i spakował odrobinę prowiantu. Nadal był sceptycznie nastawiony do tego wszystkiego, ale świadomość, że coś robi pozwalała mu się rozluźnić. Zaparzył herbatę i wlał ją do termosu, który następnie wrzucił do plecaka. Nagle do jego uszu doszedł dźwięk wystrzału. Zesztywniał na moment, by po chwili znaleźć się tuż przy oknie. Na ulicy widział stado policyjnych radiowozów i innych aut, które z pewnością nie należały do zwykłych mieszkańców. Dopiero teraz dotarło do niego, że przez cały czas uparcie ignorował cały ten hałas, przez który przebijał się szum helikoptera. Zaklął pod nosem, narzucił na siebie swoją ulubioną bluzę, w kieszeni której tkwił jego ulubiony nóż oraz w biegu chwycił plecak i pobiegł do salonu, gdzie siedziała jego ciotka. Z lekkim zdziwieniem zauważył, że jest ona gotowa do drogi, trzymając wszystkie trzy koty na rękach. Bez zbędnej gadaniny otworzył drzwi i razem pobiegli w przeciwną stronę niż zatłoczona ulica. Biegli przed siebie, starając się nie natrafić na żadnego policjanta czy kimkolwiek byli ci ludzie. Pech jednak zdawał się ich prześladować ... a może to sprawka czarnego kota, jednego z podopiecznych ciotki? W każdym razie, na jednej z mniej zaludnionych bocznych uliczek, pojawiły się trzy auta z uzbrojonymi po zęby mężczyznami, którzy wycelowali swoją broń w Gabriela. Chłopak i ciotka zawrócili i zaczęli uciekać, a za nimi rozległ się odgłos strzałów. Biegli co sił w nogach, jednak nie byli w stanie prześcignąć kul. Ciotka krzyknęła, głosem przepełnionym bólem, gdy kula trafiła ją w ramię. Gabriel widział jej twarz wykrzywioną cierpieniem. Drugi pocisk zabił ją natychmiast. Puste ciało ciotki upadło na beton, a koty rozbiegły się w panice, znikając w jakimś zaułku. Czerwonooki miał wielką ochotę się zatrzymać, lecz jego nogi niosły go coraz dalej od ciała ciotki i strzelających policjantów. 

~*~

    Zatrzymał się dopiero przy jednej z ulic, opierając dłonie na kolanach, starając się złapać oddech. Zlustrował wzrokiem sznur samochodów ciągnący się poza granice miasta. Maszyny lśniły różnymi kolorami w blasku reflektorów oraz latarni. Powietrze wypełniał odgłos warczących silników, przerywany co pewien czas dźwiękiem klaksonów albo gniewnymi głosami. Nic tu po mnie. Stwierdził, czując gorzki posmak w ustach. Znowu został sam, bez choćby jednej bliskiej mu osoby. Nawet koty uciekły, zostawiając go na pastwę losu czy raczej policji i wojska, którzy zdawali się być opętani przez jakieś żądne krwi stwory. Kiedy oddech wrócił do normy, a serce nie waliło jak oszalałe, wyprostował się i włożył ręce do kieszeni bluzy. Palce prawej dłoni natrafiły na znajomą rękojeść noża, która dodała mu odrobinę odwagi. Spojrzał po raz ostatni na sznur samochodów, jego wzrok przepełniony był pogardą.
- Głupcy. - mruknął, odwracając się tyłem do ulicy i ruszając wolno przed siebie. To oczywiste, że w takim tempie zginą, zanim opuszczą granice miasta. Prędzej czy później czeka to każdego kto tu zostanie. Skrzywił się, kiedy przed oczami stanął mu obraz martwej ciotki. Dlaczego do cholery od razu jej nie posłuchał? Dlaczego musiał być takim egoistą, który wolał myślał, że ciotka oszalała, zamiast uwierzyć, że coś się dzieje? Dlaczego nie zaufał swojemu przeczuciu? Zadawał sobie pytania, wbijająckazującym na to, że nie chce kontynuować tematu. W oczach nieznajomej ujrzał ulgę, którą zaraz zastąpiło poirytowanie. Lekko wzdychając, przygotował się na długą reprymendę, odnośnie jego lekkomyślności, którą z pewnością zwieńczą słowa "czy chcesz się zabić?". Otóż, nie, nie chciał - ani się zabijać, ani słyszeć pieprzenia obcej baby. - Nie. - mruknął w kierunku nieznajomej, zanim ta zdążyła się odezwać.
- Co "nie"?! - warknęła.
- Tylko odpowiadam na pytanie, które chciałaś zadać. - wyjaśnił lekki tonem. - Otóż, nie chcę się zabijać, ani mieć bliższego kontaktu z cudzym samochodem. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Cały czas obserwował kobietę. A gdyby tak ukraść jej samochód? Prychnął na samą myśl, że coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy.  wzrok w mrok przed sobą. Znał odpowiedź na każde z nich, ale nie było to nic co chciał usłyszeć, więc uparcie ignorował wewnętrzny głosik, podpowiadający mu prawdę. Wolnym krokiem wszedł na jedną z mniejszych uliczek, odchodzących od tej głównej. Nagle oślepiło go światło reflektorów, jakiegoś samochodu. Instynktownie odskoczył w bok ku krawędzi ulicy, byle dalej od samochodu. Maszyna przejechała zaledwie kilka centymetrów od niego. Poczuł pęd powietrza wymieszanego z pyłem i spalinami, od którego zmrużył oczy. Gdy je otworzył, ujrzał jak samochód, który prawie go potrącił zatrzymuje się i wysiada z niego czerwonowłosa kobieta. 
- O boże! Nic ci się nie stało?! - zawołała z lekką paniką w głosie. Najwidoczniej bała się, że potrąciła czarnowłosego. Chłopak posłał jej w odpowiedzi uśmiech, którego nijak nie można było określić mianem serdecznego czy choćby przyjaznego. Wiało od niego chłodem. Zmrużył czerwone oczy, którymi uważnie zlustrował sylwetkę nieznajomej. 
- Nie. - mruknął krótko, tonem ws

Lena? 

Gabriel | Black Cat


22 sierpnia 2016

Od Leny

When the fires, when the fires have surrounded you
with the hounds of hell coming after you
I've got blood, I've got blood on my name...

     Kolejny wykład, który mogłam sobie darować. Matko, za co ja płacę? Za filozoficzne wywody profesora? Czy za porządne studia? Całe popołudnie zmarnowane.
     Rzuciłam torbę przepełnioną notatkami, które muszę wkuć do końca tygodnia. Gdyby mogło stać się coś, żebym nie musiała iść na ćwiczenia... Awaria kanalizacji. Prądu. Klimatyzacji? Cokolwiek, żeby tylko profesor już nie dotarł na uczelnię - pomyślałam, po czym przełknęłam przekleństwo i wyjęłam z lodówki gotowy obiad. Co prawda wczorajszy, ale mikrofalówka czyni cuda. Pośpiesznie nastawiłam minutnik i włączyłam telewizor w kącie.

Pozostańcie w domach. Służby medyczne proszą o omijanie stref zagrożonych. Wszystkie osoby podejrzewające u siebie pierwsze objawy choroby powinny się niezwłocznie zgłosić do najbliższego punktu medycznego...

     Zniechęcona nieciekawymi wiadomościami, znów sięgnęłam po pilot. Nie ma sensu się zamartwiać, przecież jeszcze dzisiaj miałam wyskoczyć na miasto. Jeszcze tylko coś zjeść i można się zdrzemnąć... Wyłączyłam urządzenie i wyjęłam ciepłą miskę. Taa, tylko się przebiorę w piżamę... Mini spa przed wypadem? Czemu nie.
Telefon wibrował na poduszce, budząc mnie z drzemki. Albo raczej snu, bo słońce musiało już dawno zajść. Cholera, ale kto się tak dobijał? A wypad... Spojrzałam na ekran, stanowczo za jasny jak na tę porę dnia. Sześć wiadomości. Co jest?

Zadzwoń

Wszystko ok? Zadzwoń

Lena, wszystko w porządku? Nie potrafię się dodzwonić, oddzwoń

LENA JESTEŚ TAM? BIERZ AUTO I WYJEDŹ Z MIASTA! SPOTKAMY SIĘ NA STACJI PRZY OBWODNICY!!!

LENA, ODDZWOŃ GDZIE DO CHOLERY JESTEŚ?

CHOLERA CO Z TOBĄ? ZADZWOŃ

     Wszystko od jednej osoby. Co mogło się stać? Za dużo piwa czy co? Przetarłam oczy i wybrałam numer, biorąc klucze z szafki... I wtedy usłyszałam syreny i koguty policji. Za oknem mignęły dwa radiowozy, Wybuch. Terroryści?
     Zrozumiałam pośpiech, jaki wykazywał nadawca wiadomości i odpaliłam samochód na podjeździe. Szybko wycofałam i skręciłam na główną drogę poza miasto. Nie mnie jedynej przyszło to do głowy, bo korek ciągnął się daleko. Coś było na rzeczy. Wojskowe śmigłowce przeleciały nisko nad wiaduktem, prosto do miasta. Wycofałam, skręcając w pusty zjazd przed mostem. Może tak wyjadę; załączyłam też radio, szukając pierwszej lepszej stacji.

- Ktoś? -

21 sierpnia 2016

Lena Mészáros

Lena Mészáros | 24 lata

20 sierpnia 2016

Otwarcie The Undead Syndrome

Od dzisiaj, blog zostaje oficjalnie otwarty. Serdecznie zapraszam do dołączenia. Potrzeba osób na start, które rozpędzą całą fabułę :)

16 sierpnia 2016

Zapraszam do współpracy przy tworzeniu fabuły.

Jak wyżej napisałam, poszukuje chętnej osoby do współtworzenia bloga. Chodzi wyłącznie o cześć "literacką", jako że szablon jest w 90% gotowy. Nie chcę, żeby blog był w pełni moją twórczością, a działalność drugiej osoby wpłynie pozytywnie na całość fabuły.
Jeśli jesteś zainteresowany/a napisz. Nie obchodzi mnie doświadczenie, bo nie to się liczy. Liczą się dobre pomysły i kreatywność. Pisanie na takim blogu jest na prawdę fajne, pod warunkiem że istnieją jeszcze tacy, który zamiast siedzieć na snapie czy instagramie, wolą spędzić czas trochę... No właśnie, sami wiecie.

EDIT: Fabuła jest prawie gotowa, jednak oferta współpracy jest nadal aktualna.